Tak sobie dzisiaj zupełnie przypadkiem weszłam na mojego bloga. Taki samotny, smutny, coś jak ja. Pierdolę od rzeczy. Na powrót trochę moich frustracji, problemów rodzinnych, nienawiści do świata i samotności. Co wy na to? Szczerze to mam w dupie wasze zdanie. Jestem bardzo miła, wiem. Od mojego ostatniego wpisu minęło w chuj czasu, a nawet więcej. Olałam sprawę, jak zawsze.
Problemy rodzinne. Czyli coś dla tych którzy wielce nienawidzą swoich rodziców bo nie chcą im kupić nowego smartfołna. Powiem wam tyle, są gorsze rzeczy. Przykładem rzeczy "gorszej niż brak iPada" jest moja matka. Zostawiła mnie i ojca samych na dwa miesiące, bez pieniędzy, pragnę dodać. W dodatku wyszło na jaw iż od trzech lat nie płaciła rachunków więc przysłowiowa "ręka w nocniku" doskonale opisuje sytuację. Mamusię do domu przywiozła dopiero babcia. Od tamtej pory jest.... Jest kurwa normalnie, jakby się nic nie stało. Właśnie dlatego nienawidzę mojego ojca. Nie, wróć, kocham go. Mój tata jest dla mnie jedyną bliską osobą, jedyną osobą która zrobiłaby dla mnie wszystko. Matka już dawno nie jest dla mnie matką, co dopiero mamą, a tata zawsze był, jest i będzie tatą. Bo jest różnica. Każdy facet może zostać ojcem, ale nie każdy tatą, takie jest przynajmniej moje zdanie.
Nienawiść do świata, punkt następny naszej wycieczki po moim umyśle. Trzymajcie się mocno krzeseł bo... jakoś mi ostatnio minęła. Nienawiść do samej siebie też. Spojrzałam wczoraj w lustro i stwierdziłam że jestem piękna, jestem piękna bo jestem sobą, mam nadzieję iż jestem wartościowym człowiekiem. Przynajmniej się staram. Staram się być dobra dla tej niewielkiej garstki osób które jeszcze mam koło siebie. Poznałam wspaniałą dziewczynę, myślę że z czystym sercem mogę nazwać ja moją przyjaciółką. Jedynym problemem jest to że mieszka w chuj daleko, ale i tak zrobię wszystko by się z nią spotkać. A wtedy będziemy kurwa nierozłączne i będziemy razem ćpać gaz do czyszczenia klawiatur! Co zabawne dzielimy jedno imię, co nie ma znaczenia gdyż obydwie używamy na co dzień ksywek. Akceptuje mnie, pociesza w trudnych chwilach, a ja staram się odwdzięczyć tym samym. Razem spierdolimy do Los Angeles, zostaniemy grupies, będziemy chlać, palić i dawać dupy rockmanom po pięćdziesiątce! Ambitne plany, co?
Jakoś naszła mnie pozytywna energia. I zabrzmi to pewnie jak jakaś tania reklamówka ale mam dla was radę...
Akceptujcie siebie, myślcie pozytywnie, bo wszystko się ułoży. Jeśli nie za tydzień, nie za miesiąc to za rok, ale będzie kurwa dobrze!